Prawo do żądania od przeciwnika wyjawienia niekorzystnych dla niego dowodów w polskim procesie cywilnym
Instytucja wniosku o wyjawienie środków dowodowych dostępna od niedawna w polskim porządku prawnym w sprawach dotyczących odszkodowania za szkodę wyrządzoną czynami naruszającymi prawo antymonopolowe wywołała dyskusję nad kształtem postępowania dowodowego w polskim procesie cywilnym. Czy polska procedura cywilna powinna w szerszym zakresie dawać stronom prawo do żądania od przeciwnika wyjawienia dowodów?
Od 27 czerwca 2017 r. polskie prawo przewiduje możliwość złożenia w procesie cywilnym tzw. wniosku o wyjawienie środka dowodowego. Za pomocą takiego wniosku strona może domagać się, by sąd zobowiązał jej przeciwnika do wyjawienia istotnych dla sprawy dowodów, w tym także – a raczej przede wszystkim – takich dowodów, które są dla przeciwnika niekorzystne. Innymi słowy, za pomocą omawianego wniosku można zmusić przeciwnika do wyjawienia dowodów, które podważają zasadność jego twierdzeń lub świadczą o słuszności podnoszonych przeciwko niemu zarzutów.
Złożenie wniosku możliwe jest na razie jedynie w szczególnej, wąskiej kategorii spraw – w procesach odszkodowawczych dotyczących szkód wyrządzonych naruszeniami prawa antymonopolowego. Rozwiązanie to zostało wprowadzone do polskiego porządku prawnego ustawą z dnia 21 kwietnia 2017 r. o roszczeniach o naprawienie szkody wyrządzonej przez naruszenie prawa konkurencji (dalej: ustawa o roszczeniach). Implementuje ona dyrektywę Parlamentu Europejskiego i Rady 2014/104/UE z 26 listopada 2014 r., której celem było ułatwienie podmiotom poszkodowanym czynami antykonkurencyjnymi dochodzenia roszczeń odszkodowawczych (czyli usprawnienie tzw. prywatnego egzekwowania prawa antymonopolowego).
Narzucone dyrektywą rozwiązanie wzorowane jest na metodach anglosaskich. W krajach systemu common law możliwość żądania od przeciwnika wyjawienia i udostępnienia potencjalnie obciążających go dowodów jest jedną z podstawowych zasad procedury cywilnej. W Stanach Zjednoczonych służy do tego procedura tzw. „discovery”. Pozwala ona stronom nie tylko żądać wyjawienia istotnych dla sprawy dokumentów jeszcze przed wszczęciem właściwego procesu, ale też domagać się, by przeciwnik oraz powiązane z nim osoby (np. pracownicy) złożyli stronie, jeszcze na etapie przedprocesowym, stosowne wyjaśnienia w ramach tzw. „depositions” (przesłuchań przedprocesowych). Natomiast w Anglii i Walii analogicznym celom służy procedura tzw. „disclosure”, która jest narzędziem mniej inwazyjnym niż amerykańskie discovery, jednak z powodzeniem zapewnia stronom na wstępnym etapie sprawy dostęp do istotnych dla sprawy dowodów znajdujących się w posiadaniu przeciwnika.
Prawnicy procesowi z Wielkiej Brytanii czy USA nie wyobrażają sobie sprawiedliwego procesu cywilnego bez procedury umożliwiającej wgląd do dowodów będących w posiadaniu strony przeciwnej. Proces, który nie przewiduje takiej możliwości, określają żartobliwie „sprawiedliwością, która nie zawraca sobie głowy faktami” („justice undisturbed by facts”).
Tymczasem w Polsce instytucja wniosku o wyjawienie środków dowodowych wywołała poważne kontrowersje. Mówi się o wyłomie w podstawowych zasadach procedury cywilnej, którego dokonała ustawa wprowadzająca tę instytucję (tak m.in. tutaj i tutaj).
Czy rzeczywiście tak jest? Czy wprowadzona z dniem 27 czerwca 2017 r. instytucja wniosku o wyjawienie środka dowodowego rzeczywiście jest aż tak kontrowersyjna? Czy należy traktować ją tylko w kategoriach osobliwości i tolerować jedynie w sprawach z zakresu prawa antymonopolowego? Czy może wprowadzenie tego rozwiązania do polskiego prawa to krok w dobrym kierunku, zgodny z aksjologią nowoczesnego procesu cywilnego, który należałoby rozciągnąć na całą procedurę cywilną?
Zasada kontradyktoryjności a prawo do niedostarczania dowodów na swoją niekorzyść
Kwestię tego, czy strona ma prawo żądać, by przeciwnik wyjawił jej istotne dla sprawy dowody, błędnie rozpatruje się czasem w świetle zasady kontradyktoryjności. W doktrynie państw tradycji prawa cywilnego pojawiają się w związku z tym opinie, jakoby rozwiązania stosowane w krajach common law, pozwalające stronom żądać, by sąd nakazywał ich przeciwnikom wyjawiać istotne dla sprawy dowody, były przykładami działania zasady inkwizycyjności, która jest przeciwieństwem procesu kontradyktoryjnego.
Zasada kontradyktoryjności ma tymczasem z omawianym problemem niewiele wspólnego. Stanowi ona, że to do stron należy przedstawianie twierdzeń, dowodów i argumentów na poparcie ich stanowisk, zaś rolą sądu jest wysłuchanie argumentów stron i ocena przedstawionych przez nie dowodów. To, że sąd nie prowadzi w sprawie cywilnej dochodzenia, i to strona ma obowiązek przedstawić twierdzenia i dowody na poparcie swojego stanowiska, nie oznacza jednak wcale, że przeciwnik ma prawo zatajać przed stroną relewantne dowody i odmawiać jej dostępu do nich. Zgodnie z zasadą kontradyktoryjności strona ma obowiązek wykazać się inicjatywą w celu pozyskania i przedstawienia dowodów na poparcie swoich tez. Może to jednak oznaczać także inicjatywę nakierowaną na pozyskanie dowodów znajdujących się w dyspozycji przeciwnika.
Rozwiązania, w ramach których sąd pomaga stronie poznać i pozyskać dowody potwierdzające jej twierdzenia, lecz znajdujące się w dyspozycji przeciwnika, nie kłócą się z zasadą kontradyktoryjności, ale ją wzmacniają i służą jej pełniejszemu urzeczywistnieniu. To właśnie ze względu na zasadę kontradyktoryjności – właśnie dlatego, że strona w procesie cywilnym ma obowiązek przedstawiać dowody na poparcie swoich tez – przepisy procesowe muszą zapewniać jej prawo dostępu do dowodów znajdujących się w posiadaniu przeciwnika. W przeciwnym razie możliwość sprostania przez stronę temu obowiązkowi byłaby istotnie ograniczona.
W postępowaniu cywilnym nie ma zasady, która dawałaby stronom prawo odmowy przedłożenia niekorzystnych dla siebie dowodów. Takie prawo, które zresztą nie ma nic wspólnego z zasadą kontradyktoryjności, przysługuje oskarżonemu w postępowaniu karnym. Jest ono gwarancją odpowiedniej ochrony jednostki w konfrontacji z państwem w ramach procedury karnej, w której gra toczy się o wolność jednostki, a wyrok może nakładać na jednostkę dotkliwe sankcje w interesie publicznym. W procesie cywilnym, a zwłaszcza w sporach handlowych, stawka i wzajemne relacje stron są tymczasem inne. Postępowanie dotyczy najczęściej wzajemnych, prywatnych interesów stron. W związku z tym prawo do odmowy składania niekorzystnych dla siebie zeznań stronom procesu cywilnego nie przysługuje (chyba że chodziłoby o zeznania, które mogłyby narażać stronę na odpowiedzialność karną). Pozwany (tak jak i powód) ma obowiązek zeznawać, jeśli zażąda tego przeciwnik, i musi zeznawać kompletnie i prawdziwie, nawet jeśli oznacza to pogrzebanie szans na wygranie sprawy. Inaczej niż w prawie karnym, obawa o wynik sprawy nie jest uzasadnieniem dla odmowy złożenia zeznań w procesie cywilnym. Skoro zatem powód ma prawo żądać od pozwanego złożenia zeznań, które potwierdzałyby twierdzenia pozwu (i vice versa), dlaczego nie miałby mieć prawa żądać od niego wyjawienia i udostępnienia w razie potrzeby także innych tego typu dowodów? Z pewnością nie stoi temu na przeszkodzie zasada kontradyktoryjności.
Rzeczywiście w polskim procesie cywilnym można dostrzec przejawy myślenia, które na pozwanego każe spoglądać nieco jak na oskarżonego w procesie karnym. Wystarczy wspomnieć, że Kodeks postępowania cywilnego w istocie małą wagę przywiązuje do dowodu z przesłuchania stron i nakazuje przeprowadzać go jedynie w ostateczności. Nie pozwala też zmusić strony do złożenia zeznań, dając jedynie sądowi możliwość wyciągnięcia negatywnych dla strony wniosków z faktu niezłożenia przez nią wyjaśnień. Przejawem tego samego nastawienia jest funkcjonujące wśród procesualistów przekonanie, że pozwany w procesie cywilnym nie ma obowiązku odpowiadać konstruktywnie na twierdzenia powoda i może zwyczajnie im zaprzeczyć, licząc na to, że powód nie sprosta ciężarowi dowodu. Na dodatek sąd nie może wyciągać z tego jakichkolwiek negatywnych dla pozwanego wniosków, podobnie jak sąd karny nie ma prawa tego zrobić w stosunku do oskarżonego, który milczy w procesie karnym. Nastawienie to jest jednak nieuprawnione, a na pewno niezgodne z aksjologią nowoczesnego procesu cywilnego. W jurysdykcjach, które postrzegane są jako najsprawniejsze w rozstrzyganiu sporów handlowych i które cieszą się największą popularnością i renomą wśród przedsiębiorców toczących tego typu procesy, nie budzi już wątpliwości, że strony procesu cywilnego mają obowiązek konstruktywnie współdziałać w wyjaśnianiu okoliczności sprawy. Oczywiście to do każdej ze stron należy sformułowanie swojego stanowiska oraz precyzyjne przytoczenie konkretnych twierdzeń faktycznych będących jego podstawą. Każda ze stron ma jednak prawo do dostępu do informacji i dowodów mogących potwierdzać słuszność jej stanowiska, niezależnie od tego, w czyjej dyspozycji dowody te się znajdują.
W tym kontekście należy postrzegać instytucję wniosku o wyjawienie środków dowodowych wprowadzoną do polskiego porządku prawnego w wyniku implementacji wspomnianej dyrektywy.
Niewystarczający charakter dotychczasowych rozwiązań prawnych
Polski Kodeks postępowania cywilnego zawsze przewidywał możliwość zwrócenia się do sądu z wnioskiem o zobowiązanie przeciwnika do złożenia dokumentu do akt sprawy. Sądy interpretowały jednak tę instytucję restrykcyjnie, wymagając, by dokument, którego złożenia się żąda, był precyzyjnie zidentyfikowany i opisany i by jego rzeczywista, a nie jedynie ewentualna relewantność dla sprawy została dokładnie wykazana i wyjaśniona. W rezultacie instytucja ta mogła posłużyć stronie w zasadzie wyłącznie do pozyskania od przeciwnika dokumentu, o którego istnieniu strona wiedziała i którego treść znała. Nie mogła zaś służyć do pozyskiwania określonych kategorii dokumentów, których istnienia nie można było co prawda być pewnym, lecz można było się rozsądnie spodziewać i których relewantność dla sprawy można było racjonalnie zakładać (np. korespondencji wewnętrznej pomiędzy określonymi osobami w strukturze organizacyjnej przeciwnika dotyczącej danej, istotnej dla sprawy kwestii). Podobne, restrykcyjnie interpretowane rozwiązania istniały w innych krajach Europy kontynentalnej.
Tymczasem np. w Anglii i Walii w ramach wspomnianego disclosure strony jeszcze na wstępnym etapie sprawy mają obowiązek sporządzić i przekazać sobie listy wszystkich znajdujących się w ich posiadaniu dokumentów, które mogą mieć znaczenie dla oceny wiarygodności spornych twierdzeń faktycznych, wraz z wyjaśnieniem, w jaki sposób dowody te zostały wyselekcjonowane. Każda ze stron ma następnie prawo domagać się od przeciwnika wglądu do dokumentów z listy (dokonania tzw. „inspekcji” tych dokumentów – ang. „inspection”). Może też domagać się, by przeciwnik rozszerzył zakres poszukiwań istotnych dla sprawy dokumentów, w razie sporu odwołując się do sądu. Na koniec każda ze stron ma prawo zdecydować, które z uzyskanych od przeciwnika dowodów złoży do akt sprawy na poparcie swoich tez.
Ustawodawca europejski, dążąc do zwiększenia skuteczności tzw. prywatnej egzekucji prawa antymonopolowego, uznał, że rozwiązania funkcjonujące w krajach Europy kontynentalnej, podobne do tych znanych polskiemu Kodeksowi postępowania cywilnego, są zbyt ograniczone i nieskuteczne. Nie zapewniają osobom poszkodowanym działaniami naruszającymi prawo konkurencji wystarczającej możliwości ochrony ich praw na drodze dochodzenia roszczeń o naprawienie szkody wyrządzonej takimi działaniami. Dlatego europejski ustawodawca nakazał państwom członkowskim przyjęcie rozwiązań podobnych do tych, jakie od lat sprawdzają się w krajach anglosaskich (przede wszystkim w Anglii i Walii), tzn. takich, które pozwalałyby stronom domagać się od siebie nawzajem nie tylko indywidualnie określonych dokumentów, ale całych ich kategorii, o ile mogą być one relewantne dla sprawy, a żądanie ich od przeciwnika jest rozwiązaniem rozsądnym i proporcjonalnym w okolicznościach sprawy.
Warunki prawidłowego funkcjonowania nowej instytucji w polskim porządku prawnym
Prawidłowe funkcjonowanie nowej instytucji w polskim porządku prawnym zależeć będzie od tych samych warunków, które decydują o jej skuteczności w krajach anglosaskich.
Po pierwsze konieczne będzie skuteczne przeciwdziałanie nadużyciom nowego narzędzia. Krytycy angielskiego „disclosure”, a w szczególności bardziej rozbudowanego amerykańskiego „discovery” wskazują, że procedury te bywają wykorzystywane przez strony nie tyle do uzyskiwania dowodów na konkretne i rozsądne twierdzenia faktyczne, ile do poszukiwania podstaw dla swoich roszczeń, czyli do prowadzenia z pomocą sądu swoistego dochodzenia mającego ustalić, czy istnieją jakiekolwiek podstawy do jakichkolwiek roszczeń przeciwko danemu podmiotowi. Takie żądania o wyjawienie dowodów, mające charakter „poszukiwawczy”, są humorystycznie określane przez prawników anglosaskich mianem „wypraw na ryby” („fishing expeditions”). Stanowią zakazane nadużycie procedury. Ważne, by polskie sądy szybko nauczyły się identyfikować i piętnować tego typu praktyki. Podstawą ku temu będzie art. 21 ust. 2 pkt 3 ustawy o roszczeniach, który pozwala sądowi oddalić wniosek, jeśli zmierza on do „ogólnego poszukiwania informacji, co do których jest mało prawdopodobne, aby miały znaczenie dla postępowania”. Przydatnym narzędziem może się tu także okazać przewidziana ustawą możliwość karania grzywną wniosków o wyjawienie dokumentów składanych w złej wierze oraz przypadków nadużywania informacji uzyskanych w ramach omawianej procedury (art. 28 ustawy o roszczeniach).
W sprawach o skomplikowanym stanie faktycznym i obszernym potencjalnym materiale dowodowym procedura wyjawiania dowodów może okazać się niezwykle czasochłonna i kosztowna. Ustawa daje sądowi możliwość badania na etapie rozpoznawania wniosku, czy jest on proporcjonalny, tzn. czy jego uwzględnienie nie nakładałoby na zobowiązanego zbędnych lub nadmiernych ciężarów (art. 21 ust. 1 pkt 3 oraz art. 21 ust. 2 pkt 1 i 2 ustawy o roszczeniach). Sądy powinny jednak dysponować możliwością nakładania odpowiednich sankcji kosztowych nie tylko za składanie wniosków o wyjawienie dokumentów w złej wierze, ale też za składanie takich wniosków, które dopiero na dalszym etapie sprawy okazały się nieproporcjonalne, zbędne lub nieuzasadnione. Niestety w obecnym stanie prawnym możliwości sądów w tym zakresie wydają się bardzo ograniczone, chyba że sądy w sposób odważny i celowościowy interpretować będą pojęcie wniosku złożonego w złej wierze, podciągając pod niego wymienione powyżej negatywne przykłady i stosując do nich przewidzianą w ustawie karę grzywny. Sankcje kosztowe dostępne dla sądów w krajach anglosaskich są znacznie poważniejsze i stanowią istotne narzędzie w walce z nadużyciami procedury wyjawiania dowodów.
Niebagatelne znaczenie dla prawidłowego funkcjonowania nowej instytucji będzie też miała jakość pism procesowych przygotowywanych przez pełnomocników. Procedura disclosure sprawnie funkcjonuje w Wielkiej Brytanii w dużej mierze dlatego, że merytoryczne pisma procesowe są tam sporządzane przez pełnomocników stron w sposób pozwalający sądowi łatwo zidentyfikować zasadnicze elementy stanowisk stron i określić kluczowe kwestie sporne. Pisma są zwięzłe, pisane precyzyjnym językiem, pozbawionym emocji i ogólników. Jasno oddzielają zasadnicze fakty od okoliczności pomocniczych, mających jedynie potwierdzać zasadnicze tezy. Twierdzenia faktyczne przytaczane są w sposób jasno prowadzący do precyzyjnie określonych, zrozumiałych wniosków prawnych. Elementy stanu faktycznego, które są niejasne, przytoczone w sposób niezrozumiały i nie do końca przemyślany, tylko po to, by na wszelki wypadek zapobiec ich prekluzji lub by „w razie czego” mieć możliwość postawienia w sprawie odmiennych wniosków prawnych, są z góry odrzucane jako abuzywne. Dzięki tej dyscyplinie intelektualnej łatwo jest stwierdzić, jakie kwestie faktyczne są sporne pomiędzy stronami i istotne dla sprawy oraz jakie dowody powinny w związku z tym podlegać ujawnieniu w ramach procedury disclosure.
Drugim istotnym zagadnieniem decydującym o skuteczności nowej instytucji będzie to, czy sądy będą w stanie skutecznie ochronić informacje poufne stron w ramach procedury wyjawiania środków dowodowych. Strona zobowiązana do wyjawienia środków dowodowych musi mieć prawo do odmowy przekazania przeciwnikowi materiałów, jeśli w rezultacie uszczerbkowi miałaby ulec jej prawnie chroniona tajemnica. W przeciwnym razie stosowanie tej instytucji spotka się z uzasadnionym oporem stron.
W ramach procedury angielskiego disclosure problem ten rozwiązuje się w ten sposób, że strony, sporządzając listy znajdujących się w ich posiadaniu istotnych dokumentów, zaznaczają, które z nich i dlaczego objęte są tajemnicą. Jeśli mimo to pomiędzy stronami istnieje spór co do tego, czy dany dokument powinien zostać ujawniony, sąd decyduje o tym, czy ochrona danego rodzaju tajemnicy przemawia za oddaleniem wniosku strony domagającej się wglądu (lub czy wskazane jest zastosowanie innych rozwiązań chroniących tajemnicę – np. przygotowanie zredagowanej wersji dokumentu). Polska ustawa o roszczeniach pozwala sądowi chronić tajemnice podmiotu, który ma zostać zobowiązany do wyjawienia dowodów, w ramach badania proporcjonalności wniosku (art. 21 ust. 2 pkt 4 ustawy o roszczeniach). Sąd może na tej podstawie uznać, że potrzeba ochrony tajemnicy podmiotu zobowiązanego przemawia za oddaleniem wniosku w całości lub w części. Ustawa pozwala też sądowi stosować środki niezbędne do ochrony tajemnicy podmiotu zobowiązanego w razie wyjawienia dokumentu, takie jak np. określenie szczegółowych zasad zapoznawania się z dowodem i korzystania z niego, ograniczenie możliwości jego kopiowania lub utrwalania w inny sposób (art. 23 ustawy o roszczeniach).
Wreszcie ważnym, o ile nie najważniejszym zagadnieniem dla powodzenia nowej instytucji będzie to, czy niezastosowanie się do decyzji sądu nakazującej stronie wyjawienie środków dowodowych spotykać się będzie z odpowiednią sankcją. W krajach anglosaskich zatajenie lub zniszczenie dokumentu podlegającego wyjawieniu w ramach procedury wyjawiania dowodów traktowane jest bardzo poważnie. Działanie takie może stanowić przestępstwo tzw. naruszenia powagi sądu („contempt of court”) i skutkować bardzo poważną sankcją karną. Istotnym obowiązkiem etycznym prawnika prowadzącego sprawę jest zaś pouczenie klienta o obowiązku zachowania, nieniszczenia i ujawnienia przeciwnikowi wszelkich materiałów objętych procedurą wyjawiania dowodów. Wszelkie uchybienia w tym zakresie traktowane są bardzo surowo.
Polska ustawa o roszczeniach nie przewiduje żadnych szczególnych sankcji za nieujawnienie lub zniszczenie środka dowodowego podlegającego wyjawieniu. Zgodnie z ustawą sąd ma prawo w takim wypadku zastosować tzw. negatywne domniemanie (uznać za ustalone fakty, które miały zostać stwierdzone przy pomocy środka dowodowego). Może też obciążyć stronę winną zatajenia lub zniszczenia środka kosztami postępowania. Uzasadnienie do ustawy sugeruje jednak, że ustawodawca zakładał, że w uzasadnionych przypadkach sabotowanie postępowania zmierzającego do wyjawienia dowodów prowadzić może do odpowiedzialności karnej. Będzie tak, gdy strona dopuści się ukrycia lub zniszczenia dokumentu objętego postanowieniem o wyjawieniu środka dowodowego. Autorzy ustawy wyraźnie zasugerowali w uzasadnieniu, że takie działanie może stanowić przestępstwo, o którym mowa w art. 276 Kodeksu karnego, tj. przestępstwo ukrycia lub zniszczenia dokumentu, którym nie ma się prawa wyłącznie rozporządzać (str. 22 uzasadnienia ustawy o roszczeniach).
Nie do przecenienia w zapewnianiu skuteczności nowej instytucji będzie też prawidłowa współpraca profesjonalnych pełnomocników ze sobą nawzajem oraz z sądem. W sądach w krajach anglosaskich, jak również w postępowaniach arbitrażowych procedura wyjawiania dowodów przebiega zazwyczaj bez udziału sądu czy trybunału. Sąd lub trybunał interweniuje w zasadzie jedynie w razie sporu pomiędzy stronami np. co do tego, czy dana kategoria dokumentów powinna podlegać ujawnieniu, czy też np. należy zdefiniować ją węziej. Ciekawym źródłem rozwiązań w tym zakresie jest międzynarodowa praktyka arbitrażowa. Przykładowo w arbitrażu międzynarodowym w ramach procedury przekazywania dokumentów („document production”) od lat z powodzeniem stosuje się tzw. „Tabelę Redferna” („Redfern Schedule”) – proste narzędzie służące do tego, by w ramach jednego dokumentu strona wnioskująca określiła kategorię dokumentów, których ujawnienia się domaga, strona przeciwna zgłosiła swoje ewentualne zastrzeżenia, a trybunał arbitrażowy, w razie potrzeby, wydał decyzję co do ostatecznego zakresu dowodów podlegających wyjawieniu. Przy stosowaniu nowej dla polskich sądów instytucji wniosku o wyjawienie środków dowodowych także wykształcić się będą musiały zwyczaje i dobre praktyki, które usprawnią jej stosowanie. Wiele będzie w tym zakresie zależało od profesjonalizmu pełnomocników oraz ich konstruktywnej i lojalnej współpracy z sądem.
Konkluzje
Wniosek o ujawnienie środków dowodowych jest z pewnością istotną nowością w polskim porządku prawnym. Same przepisy regulujące tę instytucję nie wystarczą do jej prawidłowego funkcjonowania. Muszą one obrosnąć orzecznictwem i praktyką, która odpowie na problemy, jakie z pewnością wywoła stosowanie tej instytucji. Jej wprowadzenie do polskiego porządku prawnego stanowi zatem istotne wyzwanie dla sądów oraz adwokatów i radców prawnych.
Wniosek o wyjawienie środków dowodowych nie jest jednak z pewnością instytucją sprzeczną z zasadami i aksjologią polskiego postępowania cywilnego. Przeciwnie, to dotychczasowe, przestarzałe postrzeganie roli stron, a zwłaszcza pozwanego, w postępowaniu dowodowym kłóci się z tą aksjologią. Nie ma przeszkód, by rozwiązania podobne do wniosku o wyjawienie środków dowodowych stosować także w innych sprawach cywilnych. Trudno uzasadnić, dlaczego osoby poszkodowane działaniami naruszającymi prawo antymonopolowe miałyby korzystać z tej instytucji, a osoby poszkodowane innego rodzaju deliktami lub naruszeniami kontraktów, których udowodnienie może być równie kłopotliwe, miałyby być pozbawione tego prawa. Dopóki ustawodawca nie wprowadzi odpowiednich rozwiązań, warto zastanowić się, czy przemyślenia na temat nowej instytucji nie mogą stanowić impulsu, który wpłynąłby na interpretację i stosowanie istniejących już rozwiązań prawnych – np. powodując bardziej elastyczne i odważne stosowanie art. 248 k.p.c. przez sądy.
Stanisław Drozd, praktyka postępowań sądowych i arbitrażowych kancelarii Wardyński i Wspólnicy