Po co komu samorządy prawnicze?
Ostatnie tygodnie w Warszawie upłynęły pod znakiem dyskusji o sensie istnienia oraz zadaniach samorządów prawniczych.
Najpierw, w dniach 21-23 listopada 2012 roku, odbyła się Środkowo-Wschodnioeuropejska Konferencja Regionalna Europejskiego Forum Regionalnego IBA. Jedna z sesji została poświęcona właśnie roli samorządów zawodowych we współczesnym społeczeństwie.
– Prawnik jest zawodem pomocniczym, jak lekarz czy hydraulik – mówił prof. Piotr Sztompka. – We wszystkich zawodach tego typu zaufanie jest niezbędne, bo klient, prosząc o pomoc, odsłania się, przyznaje się do ignorancji w danej dziedzinie. Dlatego musi mieć zaufanie, że nie padnie ofiarą nadużycia. Takie zaufanie wzmacnia właśnie sprawnie działająca korporacja zawodowa.
– Skończyły się czasy indywidualnych autorytetów – mówił z kolei prof. Marcin Król. – Ich rolę przejęły autorytety instytucjonalne. Zadaniem samorządu jest tworzenie wzorców zachowania, a także obrona standardów zawodu w oczach społeczeństwa.
Później odbyła się ożywiona dyskusja, czy samorządy faktycznie spełniają te funkcje.
– Mówimy o zaufaniu zewnętrznym, a nie mamy zaufania nawet do siebie nawzajem – mówiła Beata Gessel-Kalinowska vel Kalisz. – Nie wykorzystujemy też swojej siły społecznej. Samorząd radców prawnych liczy 33 tysiące członków. Gdyby każdy z nas podjął działania na rzecz swojej lokalnej społeczności, bardziej poprawiłoby to nadszarpnięty wizerunek prawników niż jakiekolwiek deklaracje.
Kilka dni później, 27 listopada 2012 roku, odbyła się konferencja w Okręgowej Izbie Radców Prawnych poświęcona wybranym problemom zawodowym środowisk prawniczych. W pierwszej części dyskutowano, czy zawody prawnicze nadal są zawodami zaufania publicznego.
– Wszystkie zawody są zawodami zaufania publicznego – mówił prof. Michał Kulesza, który współtworzył definicję takiego zawodu. – Także idąc do restauracji na obiad musimy mieć zaufanie do szefa kuchni. W przypadku prawników jednak przymiot zaufania publicznego został przydany mocą ustawy. Istotą zawodu zaufania publicznego jest zdolność do samoorganizacji, tak by samorządy mogły same odpowiadać za zachowanie standardów zawodowych. Teraz tę odpowiedzialność przejmuje państwo, a to jest niebezpieczne. Jeszcze trochę i samorządy przestaną być zdolne do zachowywania standardów zawodowych i etycznych.
– Sami zapracowaliśmy sobie na taką a nie inną opinię publiczną – mówił z kolei Andrzej Zwara, prezes Naczelnej Rady Adwokackiej. – Adwokat z mocy ustawy powinien stać po stronie jednostki w opozycji do większości. Adwokaci o tym zapomnieli i zaprzepaścili ogromny kapitał zaufania publicznego, jaki istniał w Polsce w latach 80. XX wieku. Zapomnieliśmy, że obok świadczenia pomocy prawnej mamy służyć obywatelom. Dziś pomoc prawną w Polsce może świadczyć każdy. Tym bardziej nie możemy sprowadzać naszej roli do kwestii technicznych, czyli do świadczenia pomocy prawnej. Dlatego też od dwóch lat jako samorząd przestaliśmy mówić tylko o swoich problemach. Podjęliśmy debatę nad Kodeksem postępowania karnego, żeby wreszcie upodmiotowić obywatela w postępowaniu karnym. W kodeksie tym nadal zaszyta jest ideologia z lat 50. Powołaliśmy też Komisję Praw Człowieka, która poświęciła się problematyce podsłuchów (w Polsce 11 służb specjalnych ma prawo podsłuchiwać obywateli). Obok tego działa Komisja Legislacyjna, która aktywnie włączyła się w prace legislacyjne z punktu widzenia praw jednostki. Dlatego wierzę, że oba samorządy przetrwają i wygrają. Trzeba tylko wydobyć element publiczny, wejść na rynek idei publicznych ze swoją misją publiczną.
Ważnym elementem samorządności jest umiejętność samooczyszczania się przez sądownictwo dyscyplinarne.
– Sądownictwo dyscyplinarne jest jednym z filarów samorządności – mówiła Małgorzata Niezgódka-Medek, wiceprzewodnicząca Krajowej Rady Sądownictwa, sędzia NSA. – Powinno ono pozostać w gestii samorządów, gdyż środowisko najlepiej zna pożądane normy etyczne i to ono powinno je egzekwować. Sądownictwo to musi jednak dobrze działać, żeby odbiór społeczny zawodów prawniczych był lepszy. Obecnie rozpowszechniony jest pogląd, że wszystko jedno, jaka sankcja zostanie nałożona, bo i tak nie zostanie wyegzekwowana. Rolą sądu dyscyplinarnego jest egzekwowanie interesu publicznego, a nie interesu własnego środowiska. Z drugiej strony jednak trudno jest oceniać osobę z własnego środowiska. Nie lubimy osób sygnalizujących błędy w najbliższym otoczeniu. Od dzieciństwa jesteśmy uczeni, żeby nie mówić prawdy o niewłaściwym zachowaniu kolegów. Efektem są nierzetelne, lukrowane opinie wystawiane kandydatom na stanowiska, np. w sądownictwie. Powszechny jest zwyczaj zamiatania pod dywan nieprawidłowości, które są powszechnie dostrzegane i tolerowane. Nie reagujemy odpowiednio szybko na naganne zachowania kolegów. W efekcie doprowadzamy do tego, że delikt jest taki, że należałoby pozbawić sprawcę prawa wykonywania zawodu, podczas gdy wcześniej wystarczyłoby zwrócenie uwagi czy nagana.
Podobne przemyślenia miał Dariusz Korneluk, prokurator apelacyjny w Warszawie.
– Sądownictwo dyscyplinarne musi ulec modyfikacji, bo jest nieefektywne – mówił. – W odbiorze społecznym kolega koledze krzywdy nie zrobi. Nie ma chętnych, żeby się podjąć zadań prokuratorskich. Delikt dyscyplinarny jest zwykle przedawniony, bo liczy się od popełnienia czynu, a nie od jego ujawnienia. Mamy więc dużo umorzeń wynikających z przedawnienia, a opinia publiczna odbiera to jako dowód nieskuteczności sądownictwa dyscyplinarnego.
– Pieniądz gorszy wypiera lepszy – mówił prof. Kulesza. – Popsucie zawodów to droga jednokierunkowa. Łatwo zrobić jajecznicę z jajka, a z powrotem się nie da. My jesteśmy na etapie robienia jajecznicy, a rozmawiamy o powrocie do stanu jajka: zaufania publicznego.
Justyna Zandberg-Malec